Zaciekła dyskusja, jaka wywiązała się na debacie, uświadamia, że obie strony debaty popełniają błędy, a wśród największych: My społeczeństwo – że ich nie rozumiemy, bo z nimi nie rozmawiamy bo niby gdzie, Oni przedstawiciele władzy – że nie potrafią komunikować się z nami i nawiązywać partnerską wymianę informacji i wyjaśnień.
W inkubaturze kultury Pireus na Glogowskiej, w ten poniedziałek 2 marca, odbyła się obywatelska debata o drzewach. Tych przy ulicach, skwerach, w parkach i tych w komunalnych lasach poznańskich. I tylko Franka Sterczewskiego, inicjatora debaty zabrakło. Jak wirtualnie wytłumaczył musiał zaszczycić Sejm swoją obecnością.
A była elita dyrektorów kluczowych dla tematu debaty wydziałów UM: Zarządu Zieleni Miejskiej, Zarządu Lasów Poznańskich, Wydziału Kształtowania i Ochrony Środowiska. Był i główny egzekutor – kierownik referatu wycinki drzew. Oczywiście jak zwykle nie było dyrektora ZDMu – urzędu kontrowersyjnego z uwagi na skalę likwidacji drzew. Było nie było to jego ludzie i podwykonawcy podcinają korzenie drzew i nadsypują grunt na obszarze korzeni, powodując spory odsetek obumierania drzew w Mieście.
Z 34 radnych miejskich zjawiła się jedyna radna autentycznie mająca na uwadze problemy Miasta z ekologią, z zielono-niebieską infrastrukturą i smogiem, pani Sara Szynkowska vel Sęk.
Merytoryczny głos w sprawie lasów miejskich zabierał dr inż. z Uniwersytetu Przyrodniczego Paweł Strzeliński.
Strona społeczna zbyt jednostronnie zarzuca Im brak
kompetencji, złą wolę, kierowanie się starymi – w świetle kryzysu
klimatycznego tracącego znaczenie – poglądami. A trzeba sprawę postawić
jasno – najczęściej urzędnicy muszą (pod groźbą … wiadomo jaką)
realizować wolę grupy trzymającej władzę w Mieście – mieszanki
dinozaurów z epoki Grobelnego i młodych pistoletów Jaśkowiaka,
tak czy siak technokratów bez cienia empatii dla środowiska
przyrodniczego Miasta, traktujących Miasto jak spółkę z o.o., a drzewa
miejskie jak elementy dekoracji miasta (podobnie jak lampki choinkowe
na gwiazdkę). A jeśli drzewa rosną „nie tam gdzie trzeba” to tym gorzej
dla drzew – jako zawalidrogi celów deweloperskich i inwestycji
miejskich są likwidowane, często w nadmiarze.
Wcześniej debaty (ostatnio także o drzewach, bardzo merytoryczne)
organizowali społecznicy skupieni w społecznej Komisje Dialogu
Obywatelskiego ds. środowiska (KDO). Kilkanaście organizacji
przyrodników i ekologów od dawna dobija się w Mieście o uwzględnianie
w tematach przyrodniczo-ekologicznych i konfliktów środowiskowych głosów
kompetentnych organizacji pozarządowych potrafiących prezentować
nowoczesny, naukowy i praktyczny głos na sprawy środowiska, mitygacji,
adaptacji do zmian klimatycznych i jakości powietrza. Dyrektorzy
wydziałów jak wyżej, w tym także Architektury i Urbanistyki, PIM,
Geodezji, doskonale potrafią rozmawiali ze społecznikami, udowadniając
tym samym, że publiczne debaty mają głęboki sens. Szkoda tylko,
ze władza najwyższa, a zwłaszcza wice prezydent Kierzek-Koperska,
odpowiedzialna za kształtowanie i ochronę środowiska w Mieście,
nie potrafią brać udziału w debatach publicznych, lekceważąc
i mieszkańców i organizacje pozarządowe, co rusz wywołując niepotrzebne
spory.Doskonała debata w Pireusie zakończyła się zaproszeniem mieszkańców do współorganizowania kolejnej debaty na Uniwersytecie Przyrodniczym. Społecznicy zapowiedzieli na 19 marca spotkanie KDO, na którym zaczną zbierać dane i budować Bank danych o konfliktach o tereny zieleni w Mieście, tak aby uświadomić władzy z jakiej skali problemem społecznym i ekologicznym mamy w Mieście do czynienia i jakiej radykalizacji uległy proekologiczne postawy dużej części mieszkańców.
Tak, o takie debaty i klimatyczny panel obywatelski wciąż proszą Miasto społecznicy i ruchy młodzieżowe. Ale póki co jest jak w przysłowiu – gadał dziad do obrazu a obraz ani razu.
banner: z FB wydarzenia Franka Sterczewskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz